24 września

Patron

 

     Book Morning! Dzisiaj oprócz tego, że jest czwarteczek, czyli dzień przesłuchań u mnie, to mam dla Was kilka słów o "Patronie" na dobry początek dnia. Obiecuję, że wywiady również będą, ale teraz zapraszam do przeczytania o książce, którą widzicie na zdjęciu!     

     Powiem tak: gdzie prawnicy, kancelarie prawne, zawiłe sprawy, tam i ja. Wiem, wiem, tutaj ma być wątek obyczajowy, ale w większości tego typu książek, seriali musi się coś dziać między bohaterami, bo inaczej padniemy z nudów czytając w kółko o tym, co na sali sądowej się dzieje. Czy tu dostaniecie ciekawą historię? Zaraz Wam podpowiem!

     Początek taki... hm, szczerze? A la Chyłka. No serio! Otóż, poznajemy jedną z głównych bohaterek, czyli Felicię. Kobieta jest świeżo po studiach i zaczyna właśnie pracę w renomowanej kancelarii prawniczej. Jak dowiecie się już z okładki, będzie to dla niej początek rewolucji w życiu i to nie tylko zawodowym, ale również prywatnym.

     Jako drugiego głównego bohatera poznajemy Thomasa. Wydaje mu się, że Felicia to szara myszka, która zapewne nie odnajdzie się w zgiełku ogromnej firmy i nie poradzi sobie też na sali sądowej właśnie dlatego, że jest taką szarą myszką... jak bardzo się zdziwi? Ich relacja bardzo szybko przerodzi się ze stricte zawodowej na taką, którą niekoniecznie oboje by chcieli, aby była. 

     I myślicie pewnie, że to klasyczny romans, że zapałają do siebie ogromną miłością, że będzie "żyli długo i było im zielono". Otóż nie. Ta relacja jest bardzo dziwna. Ciężko ją określić. Nie wiadomo czy to przyjaźń, miłość, czy tylko pożądanie. A czym się to zakończy i czy będzie to happy end czy koniec kariery któregoś z głównych bohaterów, to już musicie doczytać sami!

     Bardzo lubię książki, w których gdzieś tam przewijają się sprawy zawodowe, a jeszcze bardziej kiedy autor wie o czym pisze i nie ma się takich reakcji typu "wtf?" i "co za bzdura" :)

Tutaj znajdziecie, owszem, jak na Editio Red przystało, romans, wiele buzujących emocji, ale także smaczki korporacyjno-prawnicze. To ważne. Przynajmniej dla mnie, że nie opiera się to wszystko tylko na parze dwóch osób, które się spotykają w pracy i zaraz lądują w łóżku.

     Czy polecam? Tak. Choć nie spodziewajcie się tu "Suits" czy Chyłki i Zordona. Co to, to nie. To obyczajówka i za taką tę książkę bierzcie. Nie oczekujcie fajerwerków w postaci szarżującej prawniczki na sali sądowej. Ale warto!

     Podsumowując, to jedna z tych książek, które wzbudziły u mnie reakcję pod tytułem" no, nareszcie coś innego, a nie powielony schemat". Może i jest nieco podobna do kilku innych, ale to tylko podobieństwa, a ostatnio w tym gatunku serio, ciężko dostać coś innego, ciekawego.

     Wydawnictwu Editio Red serdecznie dziękuję za egzemplarz! Jak emocje, to gdzie, jak nie u Was ;)



1 komentarz:

  1. To że książka ucieka od schematów jest dla mnie jej dużym atutem. 😊

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2019 Wystukane recenzje