17 lipca

Jedna krew



       Book Morning! Tak się złożyło, że "Jedna krew" to pierwsza książka Stefana Dardy, po jaką sięgnęłam, a czy było warto?    

       Z okładki możemy się dowiedzieć, że powinna to być powieść grozy. Cała historia zaczyna się w 1984 roku kiedy to dzieją się w bieszczadzkiej wsi dziwne rzeczy. Ludzie, kiedy umierają, zostają poddani niespotykanym rytuałom. Otóż zwłoki zostają pozbawione głowy, a pierś przebita zębem brony. To narzędzie, którego używano widzicie na zdjęciu. Po jakimś czasie w tej maleńkiej miejscowości zaprzestano takich praktyk i według ludzi, zmarli ich nie niepokoili. Jak długo?

       Następnie przenosimy się odrobinę bliżej czasowo i poznajemy Wieńczysława, który w roku 1984 był jeszcze małym chłopcem. Rok 2011. Wieńczysław jest dorosłym mężczyzną i choć od dawna nie słyszał o bieszczadzkiej wiosce, to nagle zaczyna się coś dziać... bo choć w Bieszczadach czas się zatrzymał i ludzie tam nadal wierzą w demony i rytuał krwi, to niektórzy stukają się w czoło. I choć Wieńczysław miał nadzieję już nie usłyszy o tytułowej jednej krwi, to rok 2011 wskrzesza koszmary.

      Powiem szczerze, że spodziewałam się raczej czegoś bardziej oderwanego od rzeczywistości. Owszem, koszmaru, horroru, powieści grozy i potężnego strachu. Taka właśnie ta książka jest, ale jest napisana w taki sposób, że mimo wszystko człowieka przebiega po plecach dreszcz tym bardziej, że to wszystko wydaje się bliskie naszej rzeczywistości. Jak to szło? żeby pisać dobre horrory, trzeba najpierw samemu uwierzyć w duchy? Pewnie tak i pewnie dlatego ta książka pod tym względem jest tak dobra.

       Choć nieszczególnie przepadam za takimi opowieściami, to po tę sięgnęłam, ponieważ przyszedł ten moment, że bardzo chciałam zobaczyć co Stefan Darda pisze. Wiele dobrego słyszałam o jego książkach i zwłaszcza takich opinii jak to, że nie są to głupawe historyjki, które opowiada się przy ognisku, tylko właśnie porządne, niepokojące historie, które dzieją się tuż obok. Można się wystraszyć, można później bać się wejść na cmentarz i według mnie o to chodzi w takich książkach.

       Chciałam jeszcze tylko na koniec wspomnieć o narracji. Dla mnie to mistrzostwo świata. Nie dość, że od pierwszego zdania, aż do ostatniego w tej książce czuje się, że jest ona dopracowana w każdej dosłownie literce i przecinku, skrzętnie zaplanowana, to jeszcze czyta się ją niezmiernie przyjemnie właśnie ze względu na styl i narrację, jaką autor uraczył czytelnika.

       Pewnie przyjdzie mi nieco odpocząć od powieści grozy i zanim kolejna powieść Stefana Dardy trafi w moje ręce nieco czasu minie, to na pewno kiedy będę miała ochotę się nieco bać, wiem po jakie książki sięgnąć. I co mnie cieszy najbardziej? To polski pisarz! Nasz rodzimy kolejny autor, po którego twórczość warto sięgnąć. Możemy być bardzo dumni!

       Wydawnictwu Videograf dziękuję serdecznie za egzemplarz, który był dodatkowo genialnie zapakowany i do tego w paczuszce był gadżet nietypowy, wyjątkowy, którego się w ogóle nie spodziewałam.


3 komentarze:

  1. Jestem ciekawa tej książki. 😊

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja też nie znam jeszcze twórczości Dardy i właśnie ten tytuł upatrzyłam sobie na pierwsze spotkanie z autorem, choć recenzje spotykam różne i często umiarkowanie entuzjastyczne. Zwłaszcza wśród zagorzałych fanów autora...

    OdpowiedzUsuń
  3. Czekam na paczkę z tą książką - to będzie moje pierwsze spotkanie z piórem pisarza, więc tym bardziej jestem ciekawa!

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2019 Wystukane recenzje