08 marca

Grom z jasnego nieba

 

     Book Morning! Niedawno opowiadałam Wam o książce "Diabeł w białym Mieście", a dzisiaj mam kilka słów dla Was o kolejnej powieści tego autora. Czy była równie dobra? Chodźcie dalej, opowiem!     


     Erik Larson to moje małe odkrycie, bo zupełnie nie spodziewałam się, że mogą przypaść mi do gustu powieści, których akcja została umieszczona w dość dalekiej przeszłości. Okazuje się, że jak najbardziej i to do tego stopnia, że dosłownie je pochłaniam. Co oczywiście nie znaczy, że każda jedna jest fenomenalna, ale o tym, czy ta ze zdjęcia jest, to już Wam opowiadam.

     Zaczniemy od tego, o czym ta powieść właściwie jest, bo że okładka już wciąga czytelnika w swoje czeluści i każe jego wyobraźni zacząć pracować na wyższych obrotach, to pewnie widzicie :)

     W środku, natomiast, znajdziecie historię, która miejsce ma w 1910 roku i jest mieszanką pewnego rodzaju biografii z powieścią akcji. Śledzimy losy lekarza, który postanawia popełnić paskudną zbrodnię i wydaje mu się, że jest idealna. Ale co właściwie zrobił? Postanowił uśmiercić swoją żonę, której ciało poćwiartował, schował do piwnicy i wmawiał wszystkim dookoła, że ta postanowiła wrócić do Stanów. No cóż, chyba sporej większości morderców wydaje się, że są tak genialni, ale mimo inteligencji często w końcu się potykają i tym razem również tak było. Policja odkryła, co mężczyzna ukrywa w swojej piwnicy więc ten postanowił uciekać do Kanady. A za nim ruszył pościg. W tym momencie przeskakujemy na historię o Marconim. Pewnie słyszeliście o nim. Włoski fizyk, który wynalazł telegrafię bezprzewodową i to dzięki temu policyjny wyścig zakończył się... no właśnie, sukcesem?

     Jak dla mnie, to połączenie mistrzowskie dwóch mężczyzn, którzy zmagali się z własnymi obsesjami. Jednego doprowadziła ona do zabicia żony, a drugiego do wynalezienia jednego z najważniejszych wynalazków świata. Ich historie się przeplatają i jeden na drugiego ma ogromny wpływ, choć nie bezpośrednio. Cała akcja jest poprowadzona świetnie i choć czytałam kilka opinii, w których czytelnicy zwracają uwagę na to, że nie jest to powieść najwyższych lotów, to osobiście uważam, że wcale być nie musi dziełem sztuki, aby się w niej zagłębić i aby pochłonęła czytelnika w całości. Czytało się świetnie, szybko, a i kaca książkowego nie uniknęłam.

     Co mi się najbardziej podobało, to to, że w historię, wydawałoby się w pewnym sensie kryminalną, zostają wplecione losy człowieka, który miał pewien wpływ na to, jak nasz świat wygląda obecnie i wcale nie jest to nudna biografia. Myślę, że w ten sposób opowiadać o naukowcach powinno się za każdym razem. Wywołałoby to większe zainteresowanie i każdy z nas chętniej by sięgał po takie powieści.

     Cóż mogę powiedzieć, chętnie zobaczę ekranizację!

     A Wydawnictwu Sonia Draga bardzo dziękuję za egzemplarz!



3 komentarze:

  1. Miło czytać, że książka tak bardzo Ci się podobała.

    OdpowiedzUsuń
  2. Na półce czeka na mnie książka tego autora, ciekawe, czy spodoba mi się to jak pisze. "Grom z jasnego nieba" wydaje się interesująca.

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2019 Wystukane recenzje