23 kwietnia

Żelazne zasady

 

     Hej, hej! Już lekko ponad miesiąc temu premierę miała książka ze zdjęcia, czyli "Żelazne zasady", ciekawi? Zapraszam dalej!     


     Agata Polte przewijała mi się przed oczami już na długo przed premierą, a to dlatego, że widziałam projekty okładki, było głosowanie w internecie na kolorystykę i ostatecznie została wybrana właśnie taka klasyczna, która według mnie jest świetna i w przeciwieństwie do (jak sobie poszukacie) wersji z czerwono-białym napisem, nie nawiązuje do innych okładek, plakatów. A jednak to ważne, aby książka się wyróżniała na półce, a nie kojarzyła się już z jakąś historią. Mało tego, w środku znajdziecie mafię i sami powiedzcie, wspaniale, że nie jest to kolejna grafika z gołą klatką piersiową mężczyzny z elementami czarnymi i czerwonymi, prawda? W końcu nie jest to znów to samo!

     Przejdźmy jednak do tego, o czym ta książka jest! Bo, że w środku jest mafia, to już wspomniałam, a teraz wejdziemy nieco głębiej, ale spokojnie, nie opowiem Wam całej historii ;)

     Dwie osoby, ona i on, a kiedy pierwszy raz się spotykają oboje pracują dla mafii. Jedno z nich chce się z niej wyrwać i kiedy nadarza się taka okazja, próbuje z niej skorzystać. Mówię o jednej z głównych bohaterek, Malii. Przeprowadza się ona więc do innego miasta i pierwsza osoba, jaką spotyka to Enzo i żeby było ciekawiej, na dzień dobry zostaje w jej głowę wymierzona broń. Cóż, tyle by było z ucieczki z tego okropnego, krwawego świata?

     Pomiędzy bohaterami tworzą się dość toksyczne relacje, bo mężczyźni chcą wykorzystać Malię i to powoduje, że ma się do nich jakieś takie negatywne nastawienie. Aczkolwiek, to nie jest taka typowa powieść mafijna i nie napotkacie w tym przypadku szarej, stłamszonej myszki i mężczyzn, którzy są twardzielami. Malia sobie z nimi igra, nie pozwala na zaczepki i to dla mnie plus. Natomiast po więcej musicie sami wejść do tego świata!

     To, co wyróżnia tę książkę to fakt, że nie jest kolejną schematyczną opowieścią o mafii, postrzałach, pościgach i Bóg jeden wie jakich torturach na zdrajcach i wrogach, a przy tym na szanowaniu kobiety jak szmaty, ale na zasadzie "tylko ja mogę ją tak traktować, dla pozostałych jest świętością". Na szczęście "Żelazne zasady" to nieco inna historia i muszę przyznać, że wciągająca!

     Czy polecam? Tak! Nawet jeśli już Wam się mocno znudziła ta tematyka, to myślę, że nie będziecie podczas czytania wyrzucać z siebie komentarzy typu "I znów to samo!".

     Wydawnictwu NieZwykłe bardzo dziękuję za egzemplarz. Miło było się przekonać, że nie jesteśmy zapychani ciągle podobnymi historiami, bo akurat się sprzedają.



3 komentarze:

  1. Dowód na to, że nawet oklepany temat można napisać na nowo i oryginalnie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Czas pokaże, czy sięgnę po tę książkę.

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajnie, że jest to oryginalny pomysł na temat, który większość z nas już zna 😊 Może przeczytam za jakiś czas

    Pozdrawiam
    https://subjektiv-buch.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2019 Wystukane recenzje