10 lipca

Incel

 

     Book Morning! Dzisiaj mam dla Was kilka słów o "Incelu", zapraszam dalej!     


     "Incel" to najnowsza książka Wiktora Mroka, z którego powieściami już miałam okazję spotkać się wcześniej i być może z tego względu miałam spore oczekiwania, ponieważ poprzednie bardzo przypadły mi do gustu. Ponownie autor zagłębia się w moje ulubione klimaty, czyli thriller pomieszany z kryminałem. Czy to dobrze, czy źle? Już Wam opowiadam co ja uważam na ten temat.

     Zaczniemy od tego, o czym ta książka jest. Wszystko zaczyna się od tego, że dwie studentki znajdują w lesie ciało, czyli mamy już zalążek na kryminalny wątek. Okazuje się, że to kobieta, że była torturowana i to nie byle jak, bo przeszła tortury seksualne, a do tego po śmierci jej ciało zniszczyły dzikie zwierzęta. Cała akcja dzieje się w Rosji, a dokładniej w Moskwie i to właśnie tamtejszy oddział ma za zadanie odkryć co się stało. Zaczyna się więc dochodzenie. Ja w tym momencie zacierałam już rączki, bo byłam bardzo ciekawa jak to się potoczy dlatego, że w poszukiwaniu sprawcy brał udział profiler, który do dyspozycji miał najnowocześniejszą technologię. To oznaczać by mogło, że szybko znajdą sprawcę. No cóż, niestety, wygląda to niemal jak zbrodnia doskonała, bo śladów nie ma wcale i ciężko cokolwiek wywnioskować. W międzyczasie zostaje porwana kolejna młoda kobieta, jak się domyślacie zaczyna się wyścig z mordercą i czasem nie zbyt działającym na korzyść potencjalnej ofiary.

     Thriller reklamowany jako mroczny, ciężki, duszny i bardzo mocny, ale szczerze mówiąc, pojęcia nie mam w jakim celu. Miało być szokująco, miało być obrzydliwie, a generalnie to wyszło tak, że to kolejna w tym roku książka z podłożem dość ekstremalnie seksualnym. Do tego podobieństw jest dość dużo do jednej z tych, które na początku roku wywołały ogrom szumu i obrzydzenia. Mamy zatem ponownie tortury seksualne, z których morderca czerpie ogromną satysfakcję. Czułam się jak bym czytała historię zainspirowaną tą, o której było bardzo głośno, czyli o powieści Bartka Rojnego. Czyżby autor liczył na równie ogromny rozgłos? Nie tędy droga.

     Jeśli chodzi o wątek kryminalny, to jak najbardziej poprawnie poprowadzony tylko, że nie zostało czytelnikowi pokazane nic nowego. Obietnice profilera, który ma możliwość korzystania z najnowszej technologii byle znaleźć mordercę? Gdzie te technologie, ja się pytam? W tym miejscu mam ogromny zarzut, bo uwielbiam czytać o tym zawodzie, niezwykle mnie interesuje i nie zostało pokazane nic nowego, zaskakującego, czy odkrywczego. Zatem za to minus.

     Thriller, od którego ciężko się oderwać, który wciąga w akcję niczym ruchome piaski? I tak, i nie. Z jednej strony chciałam mknąć czym prędzej dalej, po czym nagle tempo spadało niemal do zera, a autor skupiał się na części obyczajowej. Po co? Bo te najpopularniejsze serie są oparte na tym, że ich stałym elementem są z reguły dwie osoby, z reguły kobieta i mężczyzna, którzy razem pracują i też zagłębiamy się w ich życie? Owszem, ale trzeba to robić umiejętnie, a w tym przypadku mam wrażenie, że było to wszystko wciśnięte na siłę i autor zwyczajnie tego nie czuł.

     Podsumowując, jak najbardziej książka jest ciekawa, aczkolwiek zbyt wiele rzeczy się powiela z innymi powieściami w tym gatunku. Często lepiej się sprzeda i będzie bardziej poczytne coś innego, nowego, bo owszem, Polska kryminałem stoi, ale jeśli będziemy czytać w kółko to samo, to w końcu to porzucimy na poczet zagranicznych autorów. Lepiej wypracować własny styl, własną serię i bohaterów niż ich kopiować, przenosząc jedynie w inne miejsca, byle się nie kojarzyły z czymś innym. 

     Zatem czy polecam? Tak, ale tylko jeśli nie czytacie zbyt wielu powieści w tym samym gatunku, bo wtedy będziecie czytać chętnie i nie będziecie czuli, że to już było, że to znów to samo i autor nie miał pomysłu na własną historię.

     A książkę możecie zakupić tu:


1 komentarz:

Copyright © 2019 Wystukane recenzje