14 sierpnia

Czarny Lampart, Czerwony Wilk


      Book Morning... dosłownie z samego rana! Zapraszam dalej, bo kilka słów o książce ze zdjęcia dla Was mam!     


     "Czarny lampart, czerwony wilk" mnie skusiła afrykańska mitologia, sci-fi, może nawet nieco fantastyki w tle, a później, jak tylko dotarła, musiałam zacząć czytać, chociaż kilka stron, zwłaszcza że jest tak przepięknie wydana. I jakie było moje potężne zaskoczenie...a czy pozytywne? 

     Zobaczcie sobie opis tej książki, a szepnę jeszcze, że autor zdobył nagrodę Bookera:

     "Dziecko nie żyje. Nie pozostało nic więcej, by wiedzieć.
Tropiciel jest myśliwym, znanym w trzynastu królestwach jako ten, który ma nos. I choć zawsze pracuje sam, ten jeden jedyny raz musi zrobić wyjątek. By odnaleźć zaginione dziecko, sprzymierza się z grupą podobnych sobie najemników. A są tam wszyscy: od wiedźmy, przez smutnego olbrzyma, aż do zmiennokształtnego Lamparta. Każde z nich jest śmiertelnie niebezpieczne. Każde z nich pilnie strzeże swoich tajemnic.

      Podążając za zapachem dziecka, grupa przejdzie przez potężne miasta, groźne rzeki i zaklęte puszcze, na każdym kroku tropiona przez istoty, które pragną ich śmierci. Wątpliwości nie opuszczają Tropiciela ani przez chwilę. Kim jest tajemniczy chłopiec, którego muszą odnaleźć? Dlaczego tak wiele osób chce przerwać ich poszukiwania? I przede wszystkim – kto kłamie, a kto mówi prawdę?

      Czerpiąc garściami z afrykańskiej historii i mitologii oraz własnej wyobraźni, Marlon James opowiada historię o niesamowitym rozmachu, której akcja dzieje się w starożytnym świecie, dziwnie przypominającym współczesny."

     Dlaczego przytaczam opis Wydawcy? Zawiodłam się tak bardzo na tej książce, że mogłoby się okazać, że za bardzo opisuję ją subiektywnie. Całość jest napisana bardzo dosadnie, brutalnie, krwiście i pewnie ci, którzy mnie znają powiedzieliby, że przecież ja tak lubię! Lubię, ale kurcze, nie przeciągając każde zdanie ile się da, nie dosłownie lejąc wodę na siłę i później nic dziwnego, że wyszło z tego ponad siedemset stron...

     Jak na laureata nagrody przystało, ciężko stwierdzić co autor miał na myśli, co chciał czytelnikowi opowiedzieć, co uświadomić, czego nauczyć. Język jest skomplikowany, często zastanawiałam się, o co chodzi i musiałam czytać w ogromnym skupieniu, bo nie jest to książka, przez którą się mknie i co dziwne, maksymalnie po pięćdziesiąt stron i fajrant, do czegoś lżejszego musiałam uciekać.

    Ze względu na to, o czym wyżej pisałam uważam, że nie każdemu spodoba się "Czarny lampart, czerwony wilk" i pewnie wręcz będzie więcej negatywnych ocen ze względu na to, jaka jest specyficzna.

     Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Echa :)

1 komentarz:

Copyright © 2019 Wystukane recenzje