15 sierpnia

Długi zew

 

     Hej, hej, dzisiaj o nowej serii od Ann Cleeves, ciekawi? Zapraszam dalej!     


     Z poprzednią serią autorki było mi bardzo nie po drodze. Nie mogłam się wciągnąć, nieco mnie nudziły tamte książki, a próbowałam trzech różnych tomów i nic, klops, nie udało się. Kiedy jednak usłyszałam o nowym cyklu, a pierwsze opinie sugerowały, że jest zupełnie inny, to musiałam sprawdzić, czy tym razem przepadnę. Czy tym razem Cleeves wciągnęła mnie w swój kryminalny, mały świat? 

     Na dzień dobry poznajemy głównego bohatera, Matthew. Jest on detektywem, ale wrócił do małego miasteczka, w którym niegdyś był członkiem bractwa, ale je opuścił. Zjawia się jednak na pogrzebie ojca, ale praca nie daje mu spokoju, bo na plaży zostaje znalezione ciało. Co ciekawe, przez to, że Matthew wyjechał teraz nie jest mile widziany w rodzinnych stronach, ale sam też niekoniecznie chyba chciałby wejść w te wici ponownie. Niestety, wyboru nie ma, bo śledztwo musi poprowadzić, dojść do prawdy, która w tak małej społeczności może być głęboko zakopana, a więc... cóż, zawiłe relacje, tajemnice, szepty, a w tym wszystkim człowiek, z którym niekoniecznie będą chcieli mieszkańcy współpracować. 

     Faktycznie, tym razem Ann Cleeves skradła moje serducho, bo podeszłam nieco inaczej do jej książki. Wynika to również z tego, że nastawiłam się na coś innego, ale miałam nadzieję, że będzie ciekawie, mrocznie, tajemniczo i tak było. Czegoś mi jednak zabrakło. Wiecie czego? Mam jeden spory problem, bo akcja toczy się bardzo powoli, wręcz dosłownie się ślimaczy, a ja zdecydowanie wolę jak gna, pędzi, nie daje odetchnąć. I w tym wszystkim czytało mi się wolno, długo i często po kilkudziesięciu stronach odkładałam tę książkę na półkę, aby od niej odpocząć i pochłonąć w międzyczasie coś innego.

    Nie mogę powiedzieć, że mi się nie podobała, bo zagadka kryminalna jest zawiła, ciekawa, a autorka mocno czytelnikiem miota w różne strony i za to ogromny plus. Ach, i za głównego bohatera, którego z kopyta polubiłam już od pierwszych wzmianek o nim. Natychmiast nawiązała się między nami więź i, mimo że nieco narzekam na tempo, to wiem, że po kolejne tomy sięgnę na pewno. Trudno, będę czytać dwa tygodnie, po trochu, ale z chęcią poznam następne pomysły autorki, zagłębię się w śledztwo i małe, zapyziałe miasteczko.

    Zatem, czy polecam? Nawet bardzo. Zwłaszcza osobom, które lubią kryminały typowo skandynawskie, powolne, które będą czytać godzinami pod kocykiem, jesienią, przy ciepłej herbacie.

     Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Czwarta Strona :)



1 komentarz:

Copyright © 2019 Wystukane recenzje