Hej, hej! Dzisiaj przychodzę z książką od Wydawnictwa Zysk i S-ka, zapraszam dalej!
Seria Koło Czasu to takie moje guilty pleasure, bo czytam ją w absolutnie losowej kolejności i bardzo mi się ten sposób podoba. Mam w planach po przeczytaniu wszystkich tomów zacząć od pierwszego i wtedy już czytać w odpowiedniej kolejności, aby wychwycić jakieś smaczki, coś czego nie widziałam wcześniej, ale teraz jest to absolutnie genialny sposób, bo w momencie, gdy cofam się kilka części wcześniej dowiaduję się z czego coś wynika. A przy fantasy można sobie na to pozwolić!
Tym razem padło na "Rozstaje zmierzchu", a że jest to kawał książki, bo ponad osiemset stron, to czytanie przeplatałam sobie innymi powieściami. Skutek to odniosło taki, że często łapiąc za kryminał cały czas z tyłu głowy stukało mi, żeby skończyć czytać jak najszybciej i wrócić do serii Jordana. Czy było warto?
Jak już wspominałam, to tom dziesiąty i tym razem można powiedzieć, że mamy tu walkę o żony. A dlaczego? Otóż, mamy bohaterów Mata i przeznaczoną mu na żonę córkę dziewięciu księżyców, którą porwał i uciekają przed niebezpieczeństwem. Drugą parą jest Perrin i jego uprowadzona żona Faile. Jedni walczą o przetrwanie, ściga ich tajemniczy Cień i to nie tylko, bo również mordercza potęga imperium, a Perrin jest w równie złej sytuacji, bo aby odzyskać żonę musi zrobić tak wiele, że wręcz rozważa przymierze z wrogiem... co z tego wyniknie?
W tej książce dzieje się tak dużo, tak szybko, a tekstu jest tak wiele, że naprawdę trzeba się skupić podczas czytania, bo można przegapić coś istotnego. Nie ma tu momentów, gdzie jest chwila spokoju i można przez tekst płynąć, niemal się wyłączając. Nie, trzyma w napięciu niczym najlepszy dreszczowiec i przy tym jest tak dobrą fantastyką, że aż zapiera dech. Świat, w którym przyszło bohaterom zmagać się z przeciwnościami losu jest stworzony świetnie, nie znalazłam w nim żadnych nieścisłości, a to ogromny plus.
Bohaterowie są skonstruowani tak, że mimo skomplikowanych imion nie da się ich pomylić i czytelnik się do nich od razu przywiązuje, wyczekuje tego, co ich spotka. Polubiłam od razu zarówno Mata, jak i Perrina wraz z ich zawziętością i gotowością do tego by zrobić dla kobiet bardzo wiele, a być może i sprzedać duszę.
Szczerze mówiąc ciężko jest opowiedzieć o tej książce obchodząc fabułę dookoła żeby nie zaspojlerować jej, ale to jest tego typu fantasy, które pokocha każdy miłośnik tego gatunku, a jeśli jeszcze trafi się taki jak ja, czyli uwielbiający opasłe tomiszcza, to tutaj znajdzie wszystko czego może chcieć.
Teraz z przyjemnością wybiorę losowo kolejny tom i się w nim zagłębię na długie godziny!
Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Zysk i S-ka.
Ja i fantastyka nie do końca się lubimy, chociaż jak już po coś sięgam to raczej jeszcze zadowolona :)
OdpowiedzUsuńDawno temu przeczytałam pierwszy tom i już nie kontynuowałam serii, ale mam zamiar ją nadrobić i jeszcze raz zacząć od początku. Nie lubię czytać na wyrywki, więc zawsze trzymam się kolejności.
OdpowiedzUsuń