31 grudnia

Ulice ciem


     Hej, hej! Dzisiaj przychodzę z książką od Wydawnictwa Prószyński i S-ka, zapraszam dalej!     

     Lubicie mieszanki gatunkowe w książkach? 

     Katarzyna Puzyńska na początku tworzyła kryminały i choć jej seria z Lipowem nigdy nie była dla mnie mimo kilku podejść, to już inne jej powieści jak najbardziej. Tym razem postanowiła, że będzie to kryminał z magią w tle i do tego historią. Czy taka mieszanka może być ciekawa? 

     Główna bohaterka ma przed sobą perspektywę samotnych świąt Bożego Narodzenia. Los jednak chciał aby trafiła do maleńkiej księgarni z przesympatycznym właścicielem twierdzącym, że potrafi dobierać idealnie książki do ludzi. Znajome? Tak, ja też miałam wrażenie, że autorka inspirowała się mistrzem.

    Zofia pisze swoją książkę, ale prezent traktuje jako odskocznię. Okazuje się jednak, że jej tekst i ta powieść są ze sobą aż za bardzo powiązane. Jak to w ogóle możliwe skoro nie pokazywała go nikomu?

     I za moment trafiamy do Warszawy w roku 1939. Tutaj autorka postanowiła pokazać drugą perspektywę, ale także oprowadzić czytelników po stolicy. Dlaczego oprowadzić? Ponieważ został zastosowany zabieg, którego bardzo nie lubię, a mianowicie: tłumaczmy czytelnikowi jak małpce wszystko z założeniem, że wiedzę ma zerową. Ale tutaj także jest ta kryminalna część, gdzie znikają prostytutki, te tytułowe ćmy. I pojawia się także księgarz oferujący książki...

     Pomysł był naprawdę świetny i mogła to być książka ciekawa, fascynująca, ale mam wrażenie, że jest w niej wszystkiego po trochu i tak jak by jest do wszystkiego i do niczego. Oprócz tego czuć inspirację innymi utworami literackimi i nie byłoby w tym nic złego gdyby nie to, że to działa na zasadzie: a ten motyw lubię, nieco go zmienię, tylko jak? I tak dla mnie ta książka właśnie wygląda.

    Początek pochłaniałam, ale mniej więcej od 1/3 zaczęło się męczenie i irytacja tym, że to wszystko już gdzieś podobne było. Na plus natomiast główna bohaterka, stworzona tak, że naprawdę się jej współczuje sytuacji, a przy okazji zazdrości tego, że może przeżyć coś tak magicznego.

     W zasadzie można powiedzieć, że to właśnie Zofia "dowozi" całość, bo gdyby usunąć zbędna opisy, to niewiele by sensownej fabuły zostało. A szkoda.

     Podsumowując, eksperymentowanie z gatunkami nie każdemu wychodzi na dobre i nawet nasz najpoczytniejszy autor miał problem z wejściem w pewne rejony literatury więc wrócił do tych przyziemnych, kryminalnych.

     Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Prószyński i S-ka.



 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2019 Wystukane recenzje