12 października

Nieprzegrany zakład


      Hej, hej! Widzieliście już najnowszą książkę Weroniki Tomali? Ja Wam dzisiaj o niej nieco opowiem :) Zapraszam dalej!     

      "Nieprzegrany zakład" to kolejna powieść spod pióra Weroniki Tomali. Tym razem skusiła się na nieco bardziej uniwersalną opowieść o dwójce osób, którym być może pisana jest miłość. Szczerze? Wzięłam się za tę książkę z ogromnym entuzjazmem po tym jak "Rabih znaczy wiosna" zmiótł mnie z fotela. Miałam ogromne oczekiwania i czy słusznie?

     Weronika Tomala tym razem opowiada historię biznesmena i kelnerki. Klasyka. On bogaty, wręcz tylko pieniądze się dla niego liczą. Ona ma synka, próbuje jako kelnerka usilnie utrzymać siebie i jego. I tak pewnego dnia Filip ląduje pod drzwiami Natalii po tym jak zawiera zakład ze swoją sekretarką. I co? I oczywiście nie może zapomnieć oczu Natalii. Takie typowe, prawda?

     Ale po kolei. Przede wszystkim bohaterowie. To bardzo stereotypowe stawiać kobietę po tej stronie biednej, zahukanej duszyczki. I akurat po tej autorce się tego nie spodziewałam, a dostałam taką właśnie bardzo schematyczną parę. On przecież nie zakochuje się od tak, ważniejsza jest kariera, a kobiety? Kobiety można mieć na pęczki posiadając tak gruby portfel. Kolejny schemat. Będę mielić dzisiaj to słowo, oj będę. 

      Para spotyka się przypadkiem i dziwnym trafem on zostaje strzelony niczym piorunem kiedy widzi po raz pierwszy Natalię. Piękne oczy wystarczyły by się zakochał od pierwszego wejrzenia? Kobieciarz? No ale... schemat. Milionowa powieść dokładnie taka sama. Kurczę, okropnie mi szkoda, bo liczyłam na coś innego, wybijającego się ponad ten stos jednakowych książek.

     Z plusów (bo przecież nie mogę rzucać tylko uwagami niezadowolonego czytelnika) to jest to faktycznie lekka, przyjemna powieść i to w klimacie około świątecznym więc jeśli macie kogoś, komu jako prezent sprawiłaby wiele radości, to kupcie. Wiem, że wiele kobiet sięga po takie książki i pochłania jedną za drugą. Nie powiem, lubię takie książki jako przerywniki od czegoś cięższego ale również cenię oryginalność, element zaskoczenia, a kolejny raz dostałam książkę, która jest napisana według schematu.

     Okładka.Wiecie co? Podobała mi się do momentu aż ktoś nie powiedział, że wieje harlequinem! Serio! Faktycznie nieco tak jest ale z drugiej strony jest prześliczna i sugeruje co znajdziemy wewnątrz. Także jestem na tak, ale tylko dlatego, że to romans :)

     Cóż, ogólnie rzecz biorąc ta książka nie ma w sobie nic szczególnego, nic nowego i można przewidzieć ją od początku do końca. A nie o to chodzi w poznawaniu kolejnych historii. Generalnie więc... jestem na nie. Dla mnie to takie 4/10 i to tylko ze względu na lekki, przyjemny język. Ależ ja się zawiodłam na autorce! Oczekiwałam łamania schematów, stereotypów i co? I nic. Dosłownie.

     Wydawnictwu Zysk i S-ka dziękuję za egzemplarz :)



3 komentarze:

  1. Właśnie zaczynam czytać tę książkę. Jestem ciekawa, jak będzie mi się podobała.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja nie znam jeszcze twórczości tej autorki. Mam na koncie jedną jej książkę, która czeka na swoją kolej. Jeśli mi się spodoba, zapewne sięgnę po następne.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ach, szkoda, że wypada tak przeciętnie. W tym układzie raczej odpuszczę sobie lekturę.

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2019 Wystukane recenzje