04 stycznia

Latarnicy


      Hej, hej! Dzisiaj mam dla Was kilka słów o książce od Wydawnictwa Echa. Zapraszam dalej!     


     Na początek muszę powiedzieć, że ta okładka jest po prostu przepiękna i cieszę się, że zapadła decyzja o tym by wydać ją właśnie w twardej oprawie, bo prezentuje się fantastycznie na półce. Oczywiście, nie ocenia się książki po okładce, więc czy treść jest równie dobra?

     No i pewnie niektórzy się zastanowią co mnie do tej książki przyciągnęło. A no, zapowiedź szumna, że to kryminał! Do tego doszło to, że autorka inspirowała się prawdziwymi wydarzeniami, choć zrobiła z tego fikcję literacką. Wszyscy wiemy, że gdybanie przy różnego rodzaju zbrodniach może okazać się tak daleko idące, że powstaje świetna książka, serial czy film. To w końcu jak było tym razem?

     Pewnego dnia znika trzech latarników z latarni. Okazuje się, że drzwi są zamknięte od środka, a w dzienniku znalazła się zapiska o tym, że zbliża się burza. Tylko, że burzy nie było. Oprócz tego, co już wzbudza dreszcze, zegar się zatrzymał na godzinie 8:45. Nikt nie wie co się stało, policja zamknęła śledztwo, a żony i narzeczona latarników zostały z niewiedzą na temat tego, co morze skrywa za sekret.

    Dwadzieścia lat później żony już są określane jako wdowy po latarnikach, bo nigdy ich nie odnaleziono, ale pewien pisarz się zjawia chcąc stworzyć z tej historii bestseller. Kobiety niechętnie wracają do tamtego dnia, gdzie wszystko im się zawaliło na głowy zostawiając bez choćby informacji, że mężczyźni nie żyją aby mogły spokojnie spać... co z tego wyniknie?

      Uwielbiam gdy akcja pędzi i myślałam, czytając pierwsze recenzje tej książki, że tak właśnie będzie. No kurczę, jak by niektórzy nie czytali, a się wypowiadali, albo jak by dla nich tona opisów, mało dialogów, stanowiła szybkie tempo akcji. Strasznie irytujące, gdy człowiek sięga po powieść z oczekiwaniami pod tytułem szybko będzie się czytało i na pewno nie prześpię dzisiejszej nocy aby przeczytać całość, bo nie będę mogła się oderwać. Później okazuje się, że wszystko dzieje się mozolnie, powoli i to nie w tym wspaniałym, skandynawskim stylu. 

     Na dzień dobry było zdemonizowane morze, które podobno kryje swoje tajemnice i wspomnienie o latarnikach i szczerze mówiąc pojęcia nie mam dlaczego autorka nie postanowiła choć odrobinę tej tematyki rozwinąć. Co z tego, że drzwi do latarni były zamknięte od wewnątrz? A powinny, a dlaczego? I miałam w głowie mnóstwo podobnych pytań, na które odpowiedzi nie uzyskałam.

     I główne bohaterki, bo trzy kobiety, które straciły swoich mężczyzn w tak zagadkowy sposób są zupełnie inne. Jednak zostają połączone właśnie tragedią, jaka je spotkała. I tyle. Nie ma w nich nic, co skłoniłoby czytelnika do zapamiętania każdej lub chociaż jednej z nich. Nawet imiona umykają.

    Podsumowując, według mnie, jedyne co w tej książce jest świetne to... okładka. No co począć, czasami tak jest i uważam, że ni grama w tym kryminału, a może nieco thrillera, ale to też nie jest dreszczowiec, który trzymałby czytelnika za gardło i nie chciał puścić, a szkoda.

     Recenzja powstała we współpracy z wydawnictwem Echa.

1 komentarz:

Copyright © 2019 Wystukane recenzje