09 lutego

Za żywopłotem [PRZEDPREMIEROWO]

 


     Hej, hej, dzisiaj przychodzę z książka od wydawnictwa Muza, zapraszam dalej!     


     „Za żywopłotem” to książka, która swoją premierę będzie miała już 15 lutego, czyli w przyszłym tygodniu. Miałam to szczęście, że przyjechała do mnie już nieco wcześniej i dzięki temu mogę Wam o niej opowiedzieć jeszcze przed oficjalną premierą, a co za tym idzie być może podpowiedzieć czy warto przeczytać.

     Wydawnictwo Muza jeśli o kryminały chodzi, to dla mnie w zasadzie pewniak. Choć w przypadku niektórych autorów, jak np. Katarzyny Bondy, mamy mieszane relacje i nie każda jej powieść przypada mi do gustu, tak w zasadzie zdecydowanie wybierają skrupulatnie to, co chcą wydać. A przynajmniej tak było do tej pory 😉 Czy w takim razie „Za żywopłotem” jest warta uwagi?

     Zacznijmy od tego o czym ta książka jest. A jest to debiut, co dla mnie ważne, bo z zasady uwielbiam brać je w ciemno i pozwalać się zaskoczyć, wpaść w zachwyt lub wręcz przeciwnie, stwierdzić, że to nie jest to.

    Tym razem temat jest bardzo ciekawy. Maria Biernacka-Drabik wzięła na tapetę skazańców. A w zasadzie to jednego z tych, którzy twierdzą, że siedzą za niewinność. Tylko czy nie każdy tak mówi? Według mnie nie. Część z nich otwarcie przyznaje się do tego, co zrobiło. Ale autorka przedstawia nam głównego bohatera, Miłosza jako osobę, która twierdzi, że jest niewinna. Został oskarżony o zabicie przyjaciela. Usilnie twierdzi, że ma zamiar znaleźć właściwego mordercę i uczynić mu samosąd… Kiedy już dochodzi do tego, że jest na wolności i zaczyna prowadzić swoje własne śledztwo, to nagle okazuje się, że patrząc na wydarzenia z przeszłości, wcale nie wygląda na niewinnego.

     Autorka wzięła sobie na warsztat bardzo ciekawy temat i jednocześnie próbujemy rozwiązać zagadkę morderstwa i słuszności skazania człowieka na pobyt w więzieniu. Spodziewałam się, że będzie to powieść obszerniejsza, a tutaj dostałam nieco ponad trzysta stron. Z jednej strony to dobrze, bo nie ma lania wody, a z drugiej… cóż, czasami dobrze jest się zagłębić w lekturę na dłużej.

     Część osób powie, że to kryminał, ale jak mam być szczera, to według mnie jest to thriller. Taki typowy, wypełniany niepokojem, mroczny, a zahaczający o prywatne śledztwo, które też nomen omen dla mnie nie jest typowym dla kryminału.

     Główny bohater, Miłosz, to człowiek zawzięty, dążący do celu i choć mogłoby się wydawać, że niemal po trupach, to tak nie do końca. Był współwłaścicielem firmy, inżynierem i wszystko się mu układało do momentu aż został wsadzony do więzienia i wszystko się posypało. Ma też pretensje do policjantów, którym mogło być bardzo na rękę zamknięcie jego firmy…

     Jak już wspominałam, jest to debiut. Bardzo udany, jak mam być szczera. Mam nadzieję, że autorka będzie się dalej rozwijać pisarsko i stworzy kolejne opowieści powodujące, że zastanawiamy się nad słusznością decyzji pewnych organów ścigania. Ten temat mogłaby śmiało rozwinąć i wskazać wiele innych problemów, a całość ubrać w dobrze skrojoną fabułę.

    Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Muza.



 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2019 Wystukane recenzje