11 grudnia

Naznaczony


      Hej, hej! Dzisiaj przychodzę z książką od Wydawnictwa Dolnośląskiego, zapraszam dalej!     


     Czy grudzień to dla Was czas nadrabiania czytelniczych zaległości czy już wpadacie w świąteczny szał i czytacie zdecydowanie mniej? Dla mnie to nadrabianie po intensywnych miesiącach z wieloma premierami w końcu mogę na spokojnie przeplatać nowości tytułami starszymi, które czekają na swoją kolej.

     "Naznaczony" rzutem na taśmę, jako jedna z ostatnich premier tego roku zagościł u mnie czytelniczo i choć to tomisko ogromne, a czytanie zdecydowanie w papierze wręcz może zastąpić ćwiczenie ciężarów, to jednak każdy tom tej serii pochłania czytelników. A jak to jest tym razem?

     To już kolejny tom serii z bohaterami, których polubiło wiele osób nie tylko na kartach książek, ale także w serialu. Robin i Cormoran tym razem mają do rozwiązania zagadkę zwłok znalezionych w skarbcu sklepu ze srebrem. A w zasadzie zidentyfikowanych, bo według policji nazwisko ofiary jest im znane. Problem polega na tym, że w agencji detektywistycznej głównych bohaterów zjawia się kobieta twierdząca, że to jej chłopak, który zniknął, a ona była przekonana, że ją porzucił. Żeby tego było mało, to ten konkretny sklep zajmuje się wyrobem ze srebra specyficznych produktów i te również zostały zgrabnie wplecione w fabułę. 

     Jednak oprócz zagadki kryminalnej zagłębiamy się ponownie w uczucia Cormorana do Robin... lubicie slow burn? No to tutaj czekamy od jakichś pięciu tysięcy stron serii aż w końcu zbierze się na odwagę żeby przyznać przed nią, że coś do niej czuje. Tylko czy to fair w stosunku do niej skoro jest zaangażowana w związek i wygląda na to, że jej się układa?

     Powoli mam wrażenie, że zaczynamy dobijać do momentu, w którym należałoby się zastanowić nad zakończeniem serii, bo o ile wątki kryminalne są ciekawe, a motywy wynajduje autor(ka) bardzo ciekawe i wręcz wyciąga się z nich wiele informacji i nauki, to bohaterowie zaczynają mieć irytująco nudne życie, a to oni są także tutaj spoiwem całości.

     Wątek miłosny ciągnie się już od jakiegoś czasu i naprawdę nie wiadomo po co, bo podgrzewanie atmosfery w ogóle nie ma tu sensu, nie o to chodzi w tego typu seriach. Więc wóz albo przewóz, bo wszyscy wiemy, że albo Robin rzuci się w ramiona Strike, albo boleśnie go ubodzie, on popadnie w jakiś nałóg i zostanie mu jedynie praca.

     To oczywiście nie skreśla całości książki (i serii), która przy takiej ilości tekstu jest po prostu dobra i wciągająca. A trzeba zaznaczyć, że nie jest to tysiąc stron tekstu z interlinią z kosmosu i sporą czcionką, a do tego potężnymi akapitami. Nie, tutaj potrzebowałam się przesiąść na czytnik ze względu na przyzwyczajenie do większej czcionki i odstępów. Więc gdyby tę powieść potraktować jak sporo innych liczących sobie po trzysta stron... no cóż, pewnie wyszło by w okolicach tysiąca pięciuset? A może i więcej.

     Jak to u  Galbraith, akcja jest dość powolna, ale na tyle wciągająca czytelnika, że chce się więcej i więcej, a czas spędzony z powieścią leci jak szalony. Czy domyślenie się rozwiązania zagadki jest możliwe wcześniej niż jak dostajemy ją podaną na tacy? A no nie! I to jest jedna z największych zalet "Naznaczonego".

     Więc, jeśli szukacie książki na wieczory długie i ciągnące się obecnie w nieskończoność, albo na świąteczną przerwę, to będzie to strzał w dziesiątkę choć zdecydowanie lepiej czytać w odpowiedniej kolejności tę serię!

     Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Dolnośląskim.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2019 Wystukane recenzje